sty 26 2004

Don't let me get me


Komentarze: 1

Bo tak naprawdę to ja jestem moim największym wrogiem (chociaż Oscar Wilde mówił, że to dobrze mieć inteligentnych wrogów) ;)

Wyjeżdżam z Polski o 11:20, a koło 6 rano odkrywam brak mojej karty kredytowej.

Słabo?

Po zaliczeniu zawału serca przeszukuję cały pokój i mam kolejny zawał, bo nigdzie nie jej znajduję. Wyjścia są dwa – albo ją zgubiłem na mieście (co oznacza, że mogłem ją zgubić WSZĘDZIE), albo zgubiłem ja w pokoju (co oznacza, że też może być WSZĘDZIE – tylko na mniejszej powierzchni – bo przecież podczas pakowania kilka razy przewracałem do góry nogami cały pokój kilka razy).

Najgorsze jest to, że matrix też jest na nogach i wiem, że jak jej powiem, to będzie denerwować milion razy bardziej ode mnie, a ponieważ nie chcę jej denerwować, to właściwie mam związane ręce, bo ani nie zadzwonię do banku, żeby blokować konto, ani nie zadzwonię nigdzie – mieszkamy w dosyć akustycznym mieszkaniu i u nas słychać wszystko, co się dzieje w innych pokojach, a przecież nie będę blokował karty szepcząc konspiracyjnie :/

 Przez trzy godziny miałem koszmarną jazdę, a potem zadzwoniłem do... H&M, bo tam ostatnia płaciłem kartą. No i  na szczęście tam była :) Gdyby jej nie było nie wiem co bym zrobił, bo żadnego planu B nie wymyśliłem :/

Po drodze na dworzec kartę odebrałem i wszystko było OK.

Zabawne, że jakiś czas temu śniło się, że robiłem tam wielka awanturę o to, że obsługa jest nieuprzejma.

Zwracam honor, chociaż nadal podoba mi się rozwinięcie ich skrótu jako Huju-Muju ;)

kubissimo : :
grzesiek
26 stycznia 2004, 14:04
zgubienie indeksu to przy tym mała betka... ;P

Dodaj komentarz