Archiwum 26 stycznia 2004


sty 26 2004 First we take Berlin...
Komentarze: 1

 Lubię to miasto. Znam je słabiutko, ale bardzo lubię.

Co prawda tym razem czuję duży dyskomfort, bo mój niemiecki stał się szczątkowym organem i pewnie zaraz mi odpadnie, ale miasto i tak jest fajne.

Jest uroczo, śnieg jak w okolicach Bożego Narodzenia, wszędzie jest motyw niedźwiedzia, mężczyźni są przystojni w ujednolicony sposób (i to w sposób, jaki ja bardzo lubię), kobiety... cóż, na pewno są bardzo miłe ;)  Potsdamer Platz robił większe wrażenie, kiedy był gigantycznym placem budowy. Teraz też jest ok, ale nie czuje się tam tej ogromnej przestrzeni.

Za to ogrom przestrzeni jest łatwo wyczuwalny w muzeum na Checkpoint Charlie – to dawne przejscie graniczne między Wschodnim i Zachodnim Berlinem. Zwiedzaliśmy je z Ewą całe popołudnie, a muzealne sale wcale nie chciały się skończyć ;) okazuje się, że za duża wystawa też nie jest dobrym pomysłem, bo przy takim natłoku informacji łatwo przekroczyć próg percepcji i w pewnym momencie już tylko chodziliśmy i ślizgaliśmy się wzrokiem po eksponatach. No ale przynajmniej się sporo dowiedziałem o DDR. Bo wstyd się przyznać, ale nie wiedziałem prawie nic :/

Wieczorem wizyta w Klubie Polskich Nieudaczników i oglądanie Klossa na duzym ekranie. Śmieszna zabawa. Do tego DJ o wyglądzie ciecia i przegląd poslkiej muzyki – od Reupbliki do Yugotonu i Renaty Przemyk. :) Chłopcy z Klubu zbierają pieniądze na pomnik Hansa Klossa, który chcą postawić na placu Róży Luksemburg. Nieźle ;)

Generalnie dobrze mi tu. Do tych wszystkich berlińskich pozytywów dochodzi spędzanie czasu z Ewą i Raffaelem, obłędnie pyszne jedzenie, nocne wspinaczki na oblodzona górę w Victoria park, rozmowy o tym, że można puknąć, posunąć, bzyknąć, zaliczyć, zapiąć, itepe

No i w ogóle najszczersze och i ach.

Chętnie zostałbym tu na całe stypendium ;)

kubissimo : :
sty 26 2004 Farewell Miss Iza
Komentarze: 1

 Pożegnanie na peronie było krótkie, ale smutne :/

Do tej pory nie do końca byłem w stanie wytłumaczyć sobie, że to pięciomiesięczna przerwa w całym moim dotychczasowym życiu i czułem się jak Babs z <I>Uciekajacych kurczaków</I> - każde wyjście poza teren kurnika to wycieczka, nawet jeżeli ma się iść pod topór.

Dopiero na peronie zacząłem powoli rozumieć o co chodzi i wcale mi się to nie spodobało.

Bo wycieczka, to wycieczka, ale czemu na tak długo????

Chyba robię się jakiś taki dziwnie sentymentalno-patriotyczny, bo jadąc pociągiem coraz bardziej się nakręcałem, że nieprędko zobaczę taki tradycyjny polski krajobraz na wierzby, szopę i dwie krowy :/ ehhh

Dopiero po przejechaniu granicy, gdzie jakiś Stefen się przypieprzył do mojego paszportu, pozbierałem się w sobie i zrobiło mi się lepiej. Będzie co będzie.

Nie będę filozował ;)

kubissimo : :
sty 26 2004 Don't let me get me
Komentarze: 1

Bo tak naprawdę to ja jestem moim największym wrogiem (chociaż Oscar Wilde mówił, że to dobrze mieć inteligentnych wrogów) ;)

Wyjeżdżam z Polski o 11:20, a koło 6 rano odkrywam brak mojej karty kredytowej.

Słabo?

Po zaliczeniu zawału serca przeszukuję cały pokój i mam kolejny zawał, bo nigdzie nie jej znajduję. Wyjścia są dwa – albo ją zgubiłem na mieście (co oznacza, że mogłem ją zgubić WSZĘDZIE), albo zgubiłem ja w pokoju (co oznacza, że też może być WSZĘDZIE – tylko na mniejszej powierzchni – bo przecież podczas pakowania kilka razy przewracałem do góry nogami cały pokój kilka razy).

Najgorsze jest to, że matrix też jest na nogach i wiem, że jak jej powiem, to będzie denerwować milion razy bardziej ode mnie, a ponieważ nie chcę jej denerwować, to właściwie mam związane ręce, bo ani nie zadzwonię do banku, żeby blokować konto, ani nie zadzwonię nigdzie – mieszkamy w dosyć akustycznym mieszkaniu i u nas słychać wszystko, co się dzieje w innych pokojach, a przecież nie będę blokował karty szepcząc konspiracyjnie :/

 Przez trzy godziny miałem koszmarną jazdę, a potem zadzwoniłem do... H&M, bo tam ostatnia płaciłem kartą. No i  na szczęście tam była :) Gdyby jej nie było nie wiem co bym zrobił, bo żadnego planu B nie wymyśliłem :/

Po drodze na dworzec kartę odebrałem i wszystko było OK.

Zabawne, że jakiś czas temu śniło się, że robiłem tam wielka awanturę o to, że obsługa jest nieuprzejma.

Zwracam honor, chociaż nadal podoba mi się rozwinięcie ich skrótu jako Huju-Muju ;)

kubissimo : :