Archiwum maj 2004


maj 27 2004 what goes up, must go down
Komentarze: 7
od pewnego poniedzialku debilny usmiech nie schodzi mi z twarzy, ale wszystko ma swoj koniec i dzis najchetniej zabawilbym sie w Nerona i spalil Rzym zaczynajac od mojego mieszkania (pod warunkiem, ze wszyscy byliby w domu)
powody niewazne, wazne ze ja chce z powrotem moj pokoj (+ moj swiety spokoj) i moj komputer i wogole :)
chociaz z drugiej strony tak sobie dzis myslalem, ze mimo wszystko wcale nie latwo mi bedzie stad wyjechac
w moim chorym umysle tworze alternatywne plany przyszlosci i wogole chcialbym wiedziec, czego chce
ale tak mam dopiero od pewnego poniedzialku :)
kubissimo : :
maj 20 2004 party monster
Komentarze: 2

W magiczny sposob maj stal sie miesiacem  imprez, domowych i zewnetrznych
Najpierw mialy byc hucznie obchodzone urodziny Gabriele, ktory profilaktycznie wyjechal do domu i nic a nic nam nie ulatwial. Po burzy mozgow wymylilismy wielka impreze-niespodzianke, jednak pomysl nigdy nie zostal zrealizowany, bo to jubilat robil nam niespodzianki i  przez kilka dni informowal nas o przelozeniu terminu swojego wyjazdu. W miedzyczasie wiekszosc potencjalnych gosci sie rozjechala i ostatecznie z giga przyjecia nic nie wyszlo.

W miedzyczasie trafil sie coroczny koncert na piazza San Giovanni, na ktorym mialo wystapic stado wloskich gwiazd drugiej i trzeciej ligi oraz w ramach odgrzewanej gwiazdy z importu Chumbawamba. Generalnie koncert nas nie zachwycil (my = Natalia, Wayne, James i ja), ale calosc miala taki fajny klimat wielkiego spedu (+/- 750 tys. osob), a wszysko w oparach gigantycznej chmury specyficznego dymu ;) W ten sposob kubu po raz piewszy w zyciu sie ujaral pozostajac w roli biernego palacza :)

Potem ostatecznie wrocil Gabriele i najpierw zrobilismy kameralna impreze-spodzianke, a tydzien pozniej ostateczny wariant z goscmi, prezentem, alkoholem, alkoholem i alkoholem. W ramach przygotowan do urodzin zrobilismy trzy wielkie michy tiramisu (a wiecie, ze wlosi robia tiramisu prawie tak samo jak my? Troche to dziwne, bo np. pizze robia zupelnie inaczej ;) Jedyne dwie roznice podczas przygotowania to: a) rum dodaja do masy jajeczno-mascarponowej, b) do nasaczania biszkoptow uzywaja swiezo zaparzonej kawy, co jest troche bez sensu, bo potem wszyscy maja poparzone paluszki). W kazdym razie nadprodukcja tiramisu okazala sie bledem juz w zalozeniu, bo po trzygodzinnym maratonie karaoke (i 12 butelek wina pozniej) tiramisu mialo wieksze wziecie jako amunicja do rzucania sie (zaraz potem jak sie wszyscy oblalismy szampanem) i rozsmarowywania po twarzach niz jako deser. Chociaz bawilismy sie swietnie, to jednak generalnie nie polecam, bo to oznacza pol godziny zabawy i tydzien walki z mdlym zapachem, ktory bardzo latwo wchodzi w sciany, ale bardzo trudno sie go pozbyc :/

Generalnie urodziny Gabriele byly pierwsza wloska impreza, ktora musialem solidnie odchorowac i chociaz nie bylo az tak zle, zeby sobie mowil, ze "juz nigdy wiecej", to jednak nie myslalem, ze bede imprezowal tak szybko. A tu prosze - w zeszly poniedzialek, dzien po wielkim koncercie (wielkim, a przede wszystkim dlugim - do domu wrocilem kolo 2:30 w nocy) trafily sie urodziny Esmeraldy, przefajnej wspolokatorki mojej kolezanki Lidii. Generalnie niezbyt mialem ochote na wyjscie, bo bylem troszku zmeczony i troszku rozleniwiony, ale Lidia obiecala mi, ze bedzie kameralnie - tylko 40 osob + dj. No to poszedlem. Okazalo sie, ze Esmi ma specyficzne towarzystwo, bo gdyby jeszcze ktos zrobil rozowy rzucik na scianach, to bym sie poczul jak w epicentrum Utopii. I bardzo dobrze. Ubawilem sie radosnie, jubilatka chyba tez, bo w stanie upojenia prawie kazdemu zaprezentowala lap dancing jednoczesnie wyspiewujac piosenki w klimacie STO LAT STO LAT NIECH ZYJE ZYJE WAM. A potem bylo jeszcze fajniej, ale tego nie opowiem. W kazdym razie dla mnie impreza skonczyla kolo 14:30, chociaz w pewnym sensie trwa nadal. I tyle :)

kubissimo : :
maj 20 2004 school boy
Komentarze: 4

Ale zeby nie bylo, ze ja tu tylko sie imprezuje. Skonczyly sie zajecia (fanfara), zaczely sie egzaminy. Niestety umowa, ktora podpisalem z uniwersytetem zaklada, ze ja tu nazbieram sobie 30 punktow, co oznacza, ze musze zdac 6 egzaminow (kazdy w cenie 5 punktow). Niefajnie, ale mowi sie trudno. Mniej wiecej sobie ulozylem liste przedmiotow, ktore moze uda mi sie zdac, ale potem zaczalem kombinowac i jak zwykle kiepsko na tym wyszedlem. Bo wymyslilem sobie, ze zamiast zdawac egzamin z abstrakcyjne socjologii sztuki zdam sobie historie literatury angielskiej u zaprzyjaznionej dottoressy. Niestety naiwnie zakladalem, ze literatura angielska sklada sie tyko z prozy i to od 1850 roku wzwyz. A egzamin raodsnie obejmowal li i jedynie oswiecenie i romantyzm, czyli epoki, ktorych nie chce, nie moge, nie lubie. Do tego niby jeden egzamin, ale dwuetapowy, bo pisemny + ustny :/ No ale trudno. Skoro sie wcisnalem na liste, to zdanie egzaminu (a przynajmniej proba zdania) byla kwestia honoru. Naodbijalem sobie wszystkie materialy  i zaczalem sie uczyc. Wedlug zalozen podstawowych mialem 4 dni na opanowanie wszystkiego, ale tak troche nie do konca mi to wyszlo, bo - pewnie nie uwierzycie - jestem troche leniwy. W kazdym razie na egzamin pojechalem w stanie powaznego niedospania (egzamin byl w poniedzialek po koncercie WE ARE THE FUTURE) i z uczuciem solidnego niedouczenia. Na szczescie calosc byla banalna i w przeciwienstwie do innych, ktorzy zrezygnowali z pisania zaraz po zobaczeniu pytan, kubu pisal, pisal i w koncu zabraklo mu czasu, zeby napisac wszystko to, co chcial. Ale odbije sobie na ustnym :)
W kazdym razie zabawne jest tu samo pisanie egzaminu, bo trzeba przyniesc dowod tozsamosci (o czym nie wiedzialem i radosnie legitymowalem sie ISICiem) i z tym dowodem przechodzi sie szereg kontroli, mniej lub bardziej osobistych. Wszystko strasznie oficjalne, zadnego wychodzenia do lazienki, itepe. Dziwne.
Reszta egzaminow uklada mi sie w dwie serie: miedzy 3 i 7 oraz  miedzy 14 i 22 czerwca. Ale na razie mam spokoj :)

kubissimo : :
maj 17 2004 mr. illegal
Komentarze: 4
retrospekcja

to chyba jednak nie byl zart
nadal mi nie wystawili tego papierka, na ktòrym trzeba napisac moje nazwisko i przykleic zdjecie :)
nice
kubissimo : :
maj 17 2004 music music
Komentarze: 2

koncert byl ok. tzn muzycznie powyzej przecietnej, a pod koniec koncertu to wogole szczyty (Alicia Keys jest genialna, a Carlos Santana wlasciwie tez). poza muzyka bylo "szczytne przeslanie" maksymalnie przeslodzone i tak belkotliwie zapodane, ze oj. (Ophra jest mistrzynia glosnego czytania tekstu bez zrozumienia, a Nastassia Kinski jest nadal sliczna, ale IQ to ma chyba ponizej numeru buta)

jedyna rozsadna Angelina Jolie (PIEKNA i CUDNA) znudzona tym, co jej zapodawal prompter, juz w polowie drugie zdania zaproponowala SHALL I SKIP THAT? :)

a ja stalem tuz pod scena, robilem zdjecia i bylem na ekranie wloskiego mtv, co w porownaniu z IDOLem stanowi pewien postep :)

niezle

 

a jak tam u nas? bylo chociaz raz "poloni en pua, pouland uan point"?

kubissimo : :