Komentarze: 14
od lewej: Fabio, Wayne, Alessandro, kubu, Gabriele
krew na rece Gabriele to tak naprawde moje wino, ktore radosnie rozlalem
od lewej: Fabio, Wayne, Alessandro, kubu, Gabriele
krew na rece Gabriele to tak naprawde moje wino, ktore radosnie rozlalem
kapitalny spektakl. gdyby nie ceny biletow poszedlbym jeszcze raz. zreszta i tak z Natalia zalatwilismy sprawe po polsku - kupilismy najtansze bilety (najtansze, hehe, 28 euro), a wcisnelismy sie do najdrozszego sektora :) w kwestii wciskania (sie) mam spore doswiadczenie :D
miala byc polska wersja notre dame, ale jakos sie to rozeszlo po kosciach. moze i dobrze, bo o ile tancerzy mamy swietnych, to jakos nie widze w Polsce odpowiednich wokalistow - no chyba, ze decydujemy sie na spektakl dla niewybrednego targetu i w roli Esmeraldy obsadzamy Natalie Kukulska, a jako Quasimodo Michala Wisniewskiego :///
za to sama wyprawa do teatru to spore wyzwanie. Bo przeciez we Wloszech nie ma NIC normalnego i oczywiscie najbardziej kasowy spektakl musi byc grany w ogromnym teatrze, ktory zostal zbudowany specjalnie na potrzeby tego musicalu. I fajnie, tylko, ze zbudowali go na takim zadupiu, ze oj. Tak jakby nagle Roma uparla sie grac KOTY w jakims teatrze miedzy Ursusem i Piasecznem :/ do GranTeatro (naprawde Gran - 3000 miejsc) dojezdza tylko JEDEN autobus i to taki juz podmiejski. zeby do niego dotrzec trzeba jechac innym autobusem, metrem i jeszcze jednym autobusem.
a zeby bron Boze nic nie ulatwiac spektakl zaczyna sie o 21 wieczorem (teoretycznie, w praktyce bylo spore opoznienie), trwa 2i pol godziny, a o polnocy autobusy dzienne ida spac. po prostu grejt. rozwazalismy z Natalia wciskanie sie ludziom do samochodow i blagani, zeby nas zawiezli w bardziej cywilizowane miejsca, ale na szczescie zlapalismy ostatni autobus, ktory zawiozl nas do cywilizacji :)
w kazdym razie jestem zachwyconissimo :)
z nowosci kinowych
Cold Mountain - Renee jak zwykle urocza, Jude Law jak zwykle "o Jezusie slodki ale on piekny", tylko Nicole wyglada dziwnie staro. co dziwniejsze w miare uplywu "filmowego" czasu robi sie mlodsza. Generalnie film w obrebie swojego gatunku bardzo przyzwoity. chociaz mi by sie marzyl taki transgresywny filmik o wojnie secesyjnej. byloby milo :)
Along came Polly - powtorka z rozrywki, a dokladnie jednego odcinka Przyjaciol, tyle ze zamiast calej szostki mamy jedna Jennifer Aniston osaczona przez Bena Stillera. Bez rewelacji, wystarczy zobaczyc trailler. No chyba, ze ktos obsesyjnie lubi Jennifer. Tak jak ja :)
Jeux d'enfants - zachwycajacy (rez. Yann Samuell). nie wiem czy jest w Polsce, czy mozna sciaganac z sieci i odnalezc napisy, ale warto. estetyka Amelii, poczucie humoru z Fight Clubu i monologii protagonisty w klimacie Trainspotting. do tego rewelacyjni Guillaume Canet i Marion Cotillard a Zazie demonicznie spiewa La vie en rose. mjodzio :)
w sobote mialem odebrac bilety do teatru (dzis ide na Notre Dame de Paris), wiec pojechalem "na chwile" do takiej ksiegarni typu EMPIK, gdzie bilety czekaly, az je odbiore. No i zajelo mi to prawie caly dzien - caly Rzym manifestowal preciwko terroryzmowi, do czego generalnie mialbym stosunek pozytywnie obojetny, gdyby nie fakt, ze oczywiscie manifestacja przecinala moja trase do ksiegarni. wrrr o wrrrr. zeby dotrzec na miejsce zamiast 20 minut musialem zaliczyc godzinny spacer pod prad maniestacji, a z powrotem bylo tylko gorzej. do tego jakis stateczny rzymski tatus o malo mi nie wpieprzyl w tramwaju, bo sie nie przesunalem, zeby on mogl przejsc, ale zeby mu zrobic miejsce musialbym chyba lewitowac. peace for all! :/
zabawne, niby jak tu przyjechalem to wszechobecna zielen troche mnie walnela po oczach. niby jest strasznie cieplo i slonecznie i milo, a jednak te gatunki drzew, ktore programowo gubia liscie na zime teraz strasznie sie ociagaja z wypuszczeniem nowych paczkow. przeciez u nas jak sie tylko lekko ociepli, czasem nawet juz w lutym, to zaraz cos tam sie zieleni na koncach galezi. a tu mamy klimatycznie niemalze welcome to Miami, ale drzewa nadal lyse. dziwne